Markiewicz: Przed nami jeden z najbardziej niebezpiecznych scenariuszy – likwidacja sądu jako bezpiecznika

&lt![CDATA[

Osoby orzekające w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN po dłuższej przerwie wróciły do pracy i rozpatrują sprawy dotyczące wyborów. Jak pan to ocenia?

Odpowiadając w skrócie – tak, żeby miał szansę
to zrozumieć także ktoś, kto nie jest prawnikiem: oceniam, że realizuje się
właśnie jeden z najbardziej niebezpiecznych scenariuszy, do których dążył rząd:
zlikwidowanie sądu, jako bezpiecznika, który mógłby orzec nieważność
nieprawidłowo przeprowadzonych wyborów. To daje pole do niekończących się
nadużyć i wręcz fałszowania wyborów. Uporządkujmy:  o ważności wyborów
rozstrzyga Sąd Najwyższy. Który, by móc kontrolować legalność działania władz,
musi być niezawisły, niezależny od niej. Po uchwale SN ze stycznia osoby
powołane przez neoKRS i prezydenta Dudę do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw
Publicznych powstrzymywały się od orzekania, uznając uchwałę SN. Tuż przed
wyborami kilka z nich zaczęło jednak na nowo orzekać. Przypadek? Oprócz tysiąca
innych powodów, dla których wybory w czasie pandemii będą nielegalne, kolejnym
punktem zapalnym będzie orzeczenie o ważności wyborów przez tę Izbę.

Od początku tego kilkuletniego już sporu
ostrzegaliśmy, że politykom SN jest potrzebny m.in. po to, żeby rozstrzygnięcia
o ważności wyborów zapadały po ich myśli. Być może niektórzy uważali, że to
obawy na wyrost, że to jedynie akademickie rozważania na temat kompetencji SN.
Teraz jednak widzimy, że ten rysowany przez nas scenariusz zaczyna się
spełniać. Przed nami być może najbardziej kontrowersyjne wybory w nowej
historii Polski, organizowane wbrew społeczeństwu, bez liczenia się z ryzykiem
zarażenia ogromnej liczby ludzi koronawirusem. Wiele osób albo nie będzie mogło
pójść do wyborów, albo będzie musiało ryzykować zarażenie śmiertelnym
wirusem.  W tym momencie na nowo odżywa Izba Kontroli Nadzwyczajnej i
Spraw Publicznych, powołana w całości przez prezydenta Dudę i daje znak
gotowości do orzekania o ważności wyborów. 

Skąd
jednak przypuszczenie, że osoby zasiadające w IKNiSP nie wykażą się
niezależnością i będą orzekać zgodnie z wolą partii rządzącej a nie zgodnie z
prawem i własnym sumieniem? Przecież były już przypadki, kiedy orzeczenia przez
nie wydawane wcale nie były po myśli rządzących. No i nie należy zapominać, że
jednak po uchwale trzech połączonych izb SN sędziowie z IKNiSP powstrzymywali
się dłuższy czas od orzekania. 

Ale tu nie chodzi o to, żeby ta izba
wykonywała pewne gesty nie mające większego znaczenia i w ten sposób wybijała
się na niezależność. To oczywiście dobrze, że osoby te wstrzymały się po
uchwale od orzekania. Zachowały się poprawnie, choć lepiej gdyby złożyły urząd.
Proszę jednak zauważyć, że teraz jesteśmy w zupełnie innym momencie. Przed nami
wybory prezydenckie. I co robią te osoby? Gdy w grę wchodzi tak niezwykle
istotna dla rządzących sprawa jak prezydenckie wybory to wracają jak gdyby
nigdy nic do orzekania, kompletnie ignorując uchwałę trzech połączonych izb. A
to oznacza, że zamierzają w przyszłości rozstrzygać o ważności tych wyborów, a
wcześniej o tym, w jakiej formule te wybory się odbędą. Działają jak na
zawołanie, co potwierdza, że słuszna była ocena dokonana przez Trybunał
Sprawiedliwości Unii Europejskiej w listopadowym orzeczeniu, a także przez SN
m.in. w styczniowej uchwale. To dowód na to, że jeżeli mamy określoną ścieżkę
wyboru tych osób to na koniec na takie osoby rządzący mogą liczyć w kwestiach,
które są dla nich fundamentalne. 

Ale
przecież już były jedne wybory, do Parlamentu Europejskiego, które oceniała ta
izba. I wówczas nie zapadło żadne kontrowersyjne orzeczenie. 

Po pierwsze wybory te nie miały takiego
znaczenia jak nadchodzące wybory prezydenckie. Po drugie wówczas nie było
prawie żadnych wątpliwych kwestii, które SN musiałby rozstrzygnąć. A nawet
jeśli, to nie były one na tyle istotne, żeby można było mówić, że osoby
wydające orzeczenia w tych sprawach zdały test niezawisłości. To nic nie
kosztuje wydać orzeczenie, które prawie nikogo nie obchodzi. Teraz sytuacja
jest diametralnie inna. Z powodu coronawirusa i wprowadzonego z powodu pandemii
de facto stanu wyjątkowego wiele osób zostanie pozbawionych praw wyborczych.
Formalnie oceniać to będzie właśnie IKNiSP SN. Będzie również oceniała
wprowadzenie na chybcika, wbrew orzecznictwu Trybunału Konstytucyjnego,
rewolucyjnych zmian w kodeksie wyborczym.  

Ci,
którzy wrócili do orzekania, tłumaczą, że wcześniej tego nie robili, gdyż po
uchwale trzech połączonych izb SN potrzebowali czasu na refleksję.

To infantylne tłumaczenie, które nie
zaskakuje. Bo niby nad czym tutaj się zastanawiać skoro mamy do czynienia z
mającą moc zasady prawnej uchwałą trzech połączonych izb SN, zgodnie z którą
wszelkie orzeczenia wydawane przez osoby, które przeszły procedurę konkursową
przed obecną Krajową Radą Sądownictwa, są obarczone potężną wadą prawną,
skutkującą nieważnością. Tu nie ma się nad czym zastanawiać. Prawdziwa
refleksja powinna zresztą doprowadzić do wniosku, że lepiej byłoby, gdyby o tak
ważnej kwestii jak ważność wyborów nie orzekały osoby, które nie dają gwarancji
niezawisłości. 

SN
w swojej uchwale tego jednak nie stwierdził. 

To prawda i powinien z tego wyciągnąć
lekcję. Mogł to jednak naprawić, bo po uchwale pojawiła się nowa okoliczność
jaką było opublikowanie list poparcia do KRS. Miał do tego wyborną okazję.
Przecież w SN czeka już kilka pozwów, których rozpatrzenie pozwoliłoby na
wydanie orzeczeń stwierdzających, że te osoby nie są sędziami. Tymczasem SN
odłożył je na półkę i czeka. Czeka na rozstrzygniecie spraw przez TSUE. Tym
samym SN bierze również odpowiedzialność za potencjalny chaos prawny, który
będzie związany z orzeczeniami wydawanymi przez takie osoby, a więc także
orzeczeniami dotyczącymi ważności wyborów. 

I
może Pan już teraz, z pełną odpowiedzialnością, powiedzieć, że wie Pan, że
osoby orzekające w IKNiSP będą podejmować decyzje w kwestiach wyborczych
zgodnie z wolą rządzących? 

Mogę mieć uzasadnione obawy co do tego, że
te osoby nie są osobami niezależnymi. Wydając w zeszłym tygodniu orzeczenia
dotyczące wyborów same sobie wystawiły świadectwo, że nie są osobami
niezależnymi, a wręcz są wysłannikami władzy politycznej. I nie mam
najmniejszych powodów, aby przyjąć, że w przypadku IKNiSP mamy do czynienia z
sądem niezależnym. Zarówno sposób powołania tych osób, jak i decyzje przez nich
podejmowane tylko potwierdzają tę tezę. 

Jeżeli
orzekający w IKNiSP rzeczywiście będą rozstrzygać problemy prawne, jakie
pojawią się w zbliżających się wyborach prezydenckich, to jakie tego będą
konsekwencje? 

Będzie ich kilka. Jeżeli rzeczywiście wola
polityczna będzie taka, żeby w tych sprawach decydowała IKNiSP to i orzeczenia
będą takie, jak będą chcieli tego politycy. Po drugie będziemy mieli do
czynienia z ogromnym galimatiasem, jeżeli chodzi o funkcjonowanie samego SN. Po
trzecie musimy mieć świadomość, że napięcie wokół wyborów prezydenckich, a tym
samym wokół SN będzie w najbliższym czasie rosło. Jeżeli te wybory rzeczywiście
się odbędą to, patrząc na nastroje społeczne, jasne jest, że Polska będzie
wrzała. Dlatego też obawiam się, że orzeczenie o ważności wyborów, które nie
powinny się odbywać gdy epidemia zabija ludzi, a państwo ledwo
funkcjonuje,  wydane w składzie budzącym poważne wątpliwości doprowadzi do
jeszcze większego napięcia społecznego w naszym kraju. To będzie kolejna zadra,
kolejny przyczynek do podziałów społecznych na długie lata. I odpowiedzialność
za to spadnie na te osoby, które mimo tych wszystkich wątpliwości, będą jednak
orzekać w sprawach wyborczych. Ale nie tylko na nie. Odpowiedzialność spadnie
również na tych, którzy doprowadzili do tego stanu w SN i na tych, którzy mieli
w ręku wszelkie narzędzia, aby zaradzić tej sytuacji. Mam tu na myśli niestety
także SN.

Jakie
konkretnie działania ma Pan na myśli? 

W SN, o czym była już mowa, czekają na
rozstrzygnięcie pozwy dotyczące przesądzenia statusu takich osób. Wystarczy
tylko chcieć je rozpatrzyć. Poza tym jest także rzecznik dyscyplinarny SN.
Jest, a jakby go nie było! Przecież te osoby, wykonując działalność
orzeczniczą, w sposób oczywisty naruszają uchwałę trzech połączonych izb SN.
Powinny one, tak jak to jest w przypadku sędziów sądów powszechnych
dopuszczających się istotnych deliktów dyscyplinarnych, zostać zawieszone w
czynnościach sędziowskich do momentu rozpoznania sprawy dyscyplinarnej.
Tymczasem wobec tych osób nie podjęto żadnych działań dyscyplinujących. A
przecież nawet my, „Iustitia”, informowaliśmy rzecznika dyscyplinarnego o tego
typu przypadkach. Nasze pisma pozostały jednak bez odpowiedzi. Jednak nawet gdyby
tego typu zawiadomień nie było to przecież nie może być tak, żeby rzecznik nie
wiedział o tym, że w SN, którego jest sędzią, wydawane są orzeczenia łamiące
mającą moc zasady prawnej uchwałę SN. To jest niepoważne. Tak samo jak
niepoważna i nieodpowiedzialna jest odmowa odpowiedzi przez SN co do wskazania
osób, które orzekały wbrew uchwale SN. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że nic
nie robienie w tych sprawach to jest chowanie głowy w piasek, co przyniesie
bardzo złe skutki.

Czy
inne organy SN mogłyby podjąć jakieś działania, aby nie dopuścić do tego
chaosu, który może nas czekać? 

Są dwa takie organy: I prezes SN oraz
Kolegium SN. I I prezes SN ma przecież kompetencje do tego, żeby przenosić
sędziów z izby do izby. I tak przecież się działo tuż po uchwale trzech
połączonych izb – tzw. starzy sędziowie byli kierowani do IKNiSP i dzięki temu
zabiegowi w izbie rozstrzygane były sprawy niecierpiące zwłoki, w tym jeden z
protestów wyborczych. To prawidłowe działanie. Pytanie, co robić jeśli decyzje
I Prezesa SN są ostentacyjnie łamane. To pytanie powinien sobie zadać przede
wszystkim RD SN. Jeżeli zaś chodzi o Kolegium SN to oczekiwałbym, żeby co
najmniej zajęło jasne stanowisko w tej sprawie. Tymczasem dochodzi do wydania
orzeczenia w trybie wyborczym w składzie sprzecznym wobec uchwały trzech
połączonych izb SN, co jest rzeczą bezprecedensową, a SN milczy. Jeśli SSP
Iustitia udało się w kilka dni zorganizować zebranie delegatów online na prawie
200 osób, to nie widzę przeszkód, by w taki sposób mogło procedować kilkuosobwe
kolegium SN. 

Czyli
pana zdaniem SN chowa głowę w piasek?

Ja nie tylko jako sędzia, ale przede
wszystkim jako obywatel chcę wiedzieć, czy w tej trudnej sytuacji, w jakiej
znajduję się obecnie Polska, jaką rolę będzie pełnił SN, czy te wszystkie
zdania, jakie zgodnie z konstytucją i kodeksem wyborczym są powierzone SN, będą
wykonywane rzeczywiście przez SN czy przez organ, który sądem nie
jest.   

Jeżeli
jednak o ważności wyborów prezydenckich będzie rozstrzygać IKNiSP w składzie z
osobami, których status jest wątpliwy, to jakie to może mieć znaczenie dla
tychże wyborów?

Może mieć ogromny. Pod względem prawnym
możemy się z tym problemem borykać później jeszcze przez wiele lat, tak jak ma
to miejsce z powoływaniem sędziów, których wskazała obecna KRS. Zapewne
orzeczenia wydawane w takim wątpliwym składzie będą kontestowane. Za chwilę
więc może się okazać, że te osoby nie są sędziami. Nawet jeśli SN nadal będzie
unikał rozstrzygnięcia w tej sprawie, zapewne za kilka miesięcy zrobi to TSUE.
Skoro zaś skład jest trefny, to i uchwała o ważności wyborów podjęta w takim
składzie jest nieważna. SN w niebudzącym wątpliwości składzie będzie więc
musiał wydać nową uchwałę. I teraz proszę sobie wyobrazić, że wydając tę nową
uchwałę SN stwierdzi, że wybory były jednak nieważne. Zanim jednak to się
stanie osoba wybrana w takiej nieważnej procedurze zacznie już pełnić funkcję
prezydenta.  

I
co wówczas? 

Część społeczeństwa będzie uznawała taką
osobę za prezydenta, część będzie podważać jego legitymację. Tak więc będziemy
mieli kolejny,  niezwykle ważny organ władzy państwowej, po Trybunale
Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa i częściowo SN, którego legitymacja
będzie podważana. I to jest galimatias, który jest efektem tego, że nie chce
się podejmować trudnych decyzji jak jest jeszcze moment do tego, żeby je
podjąć. To obecnie jest realny scenariusz upadku demokratycznego państwa. 
Nie dodaję już prawa. Niedługo z demokratycznego państwa prawa, zostanie tylko
państwo. 

Czy
jest jeszcze szansa, aby zatrzymać ten proces? 

Tak. Uważam, że mimo tej trudnej sytuacji,
teraz właśnie jest czas, aby podjąć pewne decyzje. Te decyzje po pierwsze
powinny być podjęte w Polsce. Trzeb umieć brać odpowiedzialność za to co się
robi, mówię tu tak o politykach reprezentujących władze ustawodawczą i
wykonawczą, jak i o sędziach będących trzecią władzą. Nikt nikogo nie zmusza do
sprawowania władzy. Jeśli jednak, ktoś się na to zgodził to my, jako
społeczeństwo, ale przede wszystkim on ma obowiązek od siebie wymagać. I za to
powinien być rozliczany. Dość utyskiwania i zrzucania wszystkiego na los i na
kogoś innego. Zacznijmy wszyscy wymagać najpierw od siebie!

]]
Więcej informacji

Prawo budowlane w Polsce

Prawo budowlane – najważniejsza polska ustawa z zakresu projektowania, budowy, nadzoru, utrzymania i rozbiórki obiektów budowlanych oraz zasad działania organów administracji publicznej w tym zakresie.

Ustawa reguluje także sprawy związane z:

  • ochroną środowiska podczas działań związanych z wykonywaniem rozbiórek, wznoszenia nowych obiektów i ich utrzymania
  • miejscem realizacji inwestycji i sposobem uzyskiwania pozwolenia na budowę oraz rozbiórkę, a także określeniem rodzajów robót budowlanych i budów niewymagających pozwolenia na budowę
  • oddawania obiektów budowlanych do użytkowania
  • prowadzeniem działalności zawodowej osób związanych z budownictwem (uprawnień do wykonywania samodzielnych funkcji w budownictwie, tzw. uprawnienia budowlane) i ich odpowiedzialnością karną i zawodową
  • prawami i obowiązkami uczestników procesu budowlanego
  • postępowaniem w wypadku katastrofy budowlanej.

Pierwszy akt prawny, w którym można dopatrywać się odpowiednika obecnej ustawy Prawo budowlane, powstał 16 lutego 1928 roku. Było to rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o „prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli”. Przepis ten był bardzo obszerny, liczył aż 422 artykuły i jako rozporządzenie wydany został z mocą ustawy (wg przedwojennych uregulowań prawnych zawierał artykuły). Tak duża liczba umieszczonych w nim artykułów absolutnie nie oznacza jednak, że był on bardziej złożony i skomplikowany od obecnych przepisów. Jego objętość wynikała wyłącznie z prostego faktu, że obszar kodyfikacji w nim zawartej był bez porównania szerszy niż w obecnej ustawie Prawo budowlane. Oprócz dzisiejszych kwestii wchodzących w sferę zainteresowania Prawa budowlanego znalazły w nim miejsce liczne zagadnienia z zakresu dzisiejszej ustawy o gospodarce nieruchomościami, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, ochrony przeciwpożarowej, prawa cywilnego, ustawy o drogach publicznych, prawa lokalowego czy wreszcie dzisiejszych przepisów techniczno -budowlanych dla części obiektów budowlanych.

Ostatni przedwojenny tekst jednolity rozporządzenia z 1928 roku ukazał się w Dzienniku Ustaw nr 34 z 17 kwietnia 1939 roku pod pozycją 216.

Dowodem uniwersalności przedwojennego prawa budowlanego może być fakt, że zostało ono zastąpione przez nowe przepisy dopiero po ponad 33 latach, 13 sierpnia 1961 roku, kiedy to jego miejsce zajęła ustawa Prawo budowlane z 31 stycznia 1961 roku, opublikowana w Dzienniku Ustaw nr 7 z 1961 roku pod pozycją 46.

Ówczesna, pierwsza polska powojenna ustawa budowlana, była już znacznie odchudzona, liczyła zaledwie 96 artykułów i przetrwała jako akt obowiązującego prawa przez kolejnych blisko 14 lat, aż do l marca 1975 roku. O jej precyzji i jednoznaczności oraz adekwatności w opisie procesu budowlanego rzeczywistości lat 60-tych może świadczyć fakt, że w okresie wspomnianych 14 lat dokonano zaledwie dwóch niewielkich nowelizacji jej pierwotnego tekstu.

Od l marca 1975 roku weszła wżycie kolejna, nowa ustawa Prawo budowlane. Jej wprowadzenie związane było z przeżywanym w tym okresie znacznym ożywieniem gospodarczym, związanym z chwytliwym hasłem „budowy drugiej Polski”, w sposób szczególnie duży przekładającym się na skalę rozpoczynanych i prowadzonych wówczas inwestycji budowlanych.

Ustawa ta zawierała tylko 71 artykułów, a ważniejsze zmiany to likwidacja funkcji inspektora nadzoru inwestorskiego (na całe 6 lat, aż do roku 1981, kiedy to w jednej z kolejnych nowelizacji inspektor nadzoru wrócił do tekstu ustawy), zniesienie wymogu zdawania egzaminu przy nabywaniu uprawnień budowlanych, zwanych wówczas „stwierdzeniem posiadania przygotowania zawodowego do pełnienia samodzielnej funkcji technicznej w budownictwie”, itd.

Transformacja ustrojowa początku lat 90-tych wymusiła rozpoczęcie prac nad całkiem nowym prawem budowlanym. Liczne rządowe, resortowe i środowiskowe projekty nowej budowlanej ustawy zasadniczej zostały scalone w 1993 roku w jeden rządowy projekt nowej ustawy i ostatecznie w dniu 7 lipca 1994 roku Sejm przyjął nową ustawę Prawo budowlane, z datą jej wejścia w życie określoną na l stycznia 1995 roku.

Formalnie obowiązuje ona do dnia dzisiejszego, z tym, że ilość nowelizacji, jakim podlegał jej tekst w ciągu 17 lat od momentu wprowadzenia powoduje, że już tylko w bardzo małym stopniu obecne jej zapisy przypominają te, z którymi mieliśmy do czynienia na początku roku 1995.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *