„Płać ile chcesz” kontra komfort psychiczny

&lt![CDATA[

W przeciwieństwie do autoryzowanych serwisów VOD video na żądanie, w przypadku CDA wszystko jest w jednym miejscu. Gustav Soderstrom, dyrektor generalny R&D Spotify, stwierdził kiedyś, że ludzie „nie płacą za dostęp do muzyki, płacą za wygodę”. Jeśli w przypadku filmów klienci chcą płacić za wygodę, a nie za moralną wyższość oglądania czegoś legalnie, to znacznie korzystniejsza jest dla nich oferta dostępu do pełnej biblioteki filmowej niż oferty jednorazowego nabywania filmów czy seriali od jednego producenta. W Polsce bezdyskusyjnie największa taka biblioteka jest nieautoryzowana.

Cena naturalnie ma znaczenie. Wiemy, bo sprawdziliśmy. Od lutego do maja tego roku, wspólnie z serwisem Cinema PM, zapraszaliśmy osoby poszukujące filmów z nieautoryzowanych źródeł do zakupu autoryzowanych wersji w systemie „płać ile chcesz” (czyli po dowolnej cenie, jaką byliby skłonni zapłacić, nawet za 0 zł). Internautom googlującym przykładowo „Królestwo cda” losowo wyświetlała się reklama o treści „Zapłać, ile chcesz za legalną wersję filmu «Królestwo»”, „Zapłać za dostęp do legalnej wersji filmu «Królestwo»” lub „Zapłać 8 zł za dostęp do legalnej wersji filmu «Królestwo»”. To ostatnie umieściliśmy, by sprawdzić wprost rolę ceny.

Co się okazało? Możliwość druga (zapłacenia stałej, ale niesprecyzowanej ceny) za wersję autoryzowaną była dla użytkowników ciekawsza niż możliwość zapłacenia za film dowolnej kwoty w systemie „płać ile chcesz”. Najmniej zachęcająca okazała się reklama, w której użytkownicy zostali poinformowani o cenie równej 8 zł.

Wniosek? Polski internauta może nawet chciałby kupić, ale 8 zł to za dużo, a jak sam ma zdecydować, ile – to nie potrafi. Eksperymentowaliśmy na raczej niszowych tytułach, więc u tzw. wyrobionego odbiorcy, a mimo to po 5 miesiącach, 3 tys. wyświetleń reklamy i 500 odsłonach strony… zawiesiliśmy działalność, bo pomimo zainteresowania reklamą ostatecznie nikt nie „zapłacił ile chciał”. Internauci nie decydowali się na to nawet wtedy, gdy poszukiwany przez nich film był dostępny tylko w pierwszym obiegu, czyli nie mogli go nigdzie znaleźć nieodpłatnie.

Nie była to nasza jedyna porażka z systemem „płać ile chcesz”. Kilka miesięcy wcześniej zachęcaliśmy do wybrania się do jednego z dwóch warszawskich teatrów. Znów za pomocą reklam, tym razem na Facebooku, proponowaliśmy osobom sprofilowanym jako interesujące się teatrem wybranie się na jeden z kilku spektakli. Uczestnicy badania musieli tylko zgłosić taką wolę (nie chcieliśmy, by w teatrze nagle zjawił się nieskoordynowany flash mob). Pytaliśmy ich też, całkowicie anonimowo, ile zamierzają zapłacić za spektakl. Losowo część osób płaciła za spektakl przed jego rozpoczęciem, część już po jego zakończeniu. Po spektaklu pytaliśmy także o ocenę jakości spektaklu. Najczęstsza kwota? Dokładnie tyle, ile wynosiła cena wejściówki. Naturalnie, ludzie zadowoleni ze spektaklu po jego zakończeniu wpłacali średnio wyższe kwoty, ale w praktyce oznaczało to tylko tyle, że niższy odsetek osób płacił mniej niż cena wejściówki.

Problem z mechanizmem „płać ile chcesz” ma charakter behawioralny. Gdy dystrybutor filmu czy teatr podaje mi cenę danego filmu czy spektaklu, muszę podjąć decyzję zero-jedynkową: kupić czy nie. Już ona nie jest łatwa, bo nie wiem, czy ten film albo spektakl w ogóle mi się spodobają. Gdy teatr albo serwis filmowy mówi „płać ile chcesz”, mam przed sobą morze możliwości i jedyne kompasy, którymi mogę się kierować, to funkcjonujące w pamięci ceny: wejściówki (do teatru), 1GB transferu na serwisach share’ingowych czy jednorazowych opłat w serwisach VOD. 3,40 zł? 8? Może 9? A może 11,40? Ratunku!

Problem w tym, że dokonywanie płatności na rzecz nieautoryzowanych serwisów może stwarzać iluzję legalności dostępnych tam treści. I przyzwyczajać do dalszego wygodnego korzystania z tej oferty. Przywiązanie do przyjętego schematu konsumpcji, brak aktywnego poszukiwania zmian to w ekonomii behawioralnej skłonność do utrzymania status quo (ang. status quo bias). I na tym właśnie mechanizmie bazuje obecnie coraz więcej serwisów. Internauci pytani o cenę w systemie „płać ile chcesz” z przerażeniem odpowiadają „nie wiem” i podążają utartą i dobrze znaną ścieżką źródeł nieautoryzowanych.

Nieautoryzowane wersje są łatwo dostępne i wygodne – nie wymagają logowania, przeszukiwania różnych serwisów ani wyciągania karty z portfela. Są też wygodne, bo nie wymagają podejmowania złożonych decyzji, czy i ile za dane dobro kultury zapłacić, jakie dane o sobie przekazać, w jaki sposób zapłacić itp. Dostęp do nielegalnego streamingu filmów w Polsce jest po prostu łatwy. Sęk w tym, żeby legalny był jeszcze łatwiejszy. 

]]
Więcej informacji

Prawo budowlane w Polsce

Prawo budowlane – najważniejsza polska ustawa z zakresu projektowania, budowy, nadzoru, utrzymania i rozbiórki obiektów budowlanych oraz zasad działania organów administracji publicznej w tym zakresie.

Ustawa reguluje także sprawy związane z:

  • ochroną środowiska podczas działań związanych z wykonywaniem rozbiórek, wznoszenia nowych obiektów i ich utrzymania
  • miejscem realizacji inwestycji i sposobem uzyskiwania pozwolenia na budowę oraz rozbiórkę, a także określeniem rodzajów robót budowlanych i budów niewymagających pozwolenia na budowę
  • oddawania obiektów budowlanych do użytkowania
  • prowadzeniem działalności zawodowej osób związanych z budownictwem (uprawnień do wykonywania samodzielnych funkcji w budownictwie, tzw. uprawnienia budowlane) i ich odpowiedzialnością karną i zawodową
  • prawami i obowiązkami uczestników procesu budowlanego
  • postępowaniem w wypadku katastrofy budowlanej.

Pierwszy akt prawny, w którym można dopatrywać się odpowiednika obecnej ustawy Prawo budowlane, powstał 16 lutego 1928 roku. Było to rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o „prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli”. Przepis ten był bardzo obszerny, liczył aż 422 artykuły i jako rozporządzenie wydany został z mocą ustawy (wg przedwojennych uregulowań prawnych zawierał artykuły). Tak duża liczba umieszczonych w nim artykułów absolutnie nie oznacza jednak, że był on bardziej złożony i skomplikowany od obecnych przepisów. Jego objętość wynikała wyłącznie z prostego faktu, że obszar kodyfikacji w nim zawartej był bez porównania szerszy niż w obecnej ustawie Prawo budowlane. Oprócz dzisiejszych kwestii wchodzących w sferę zainteresowania Prawa budowlanego znalazły w nim miejsce liczne zagadnienia z zakresu dzisiejszej ustawy o gospodarce nieruchomościami, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, ochrony przeciwpożarowej, prawa cywilnego, ustawy o drogach publicznych, prawa lokalowego czy wreszcie dzisiejszych przepisów techniczno -budowlanych dla części obiektów budowlanych.

Ostatni przedwojenny tekst jednolity rozporządzenia z 1928 roku ukazał się w Dzienniku Ustaw nr 34 z 17 kwietnia 1939 roku pod pozycją 216.

Dowodem uniwersalności przedwojennego prawa budowlanego może być fakt, że zostało ono zastąpione przez nowe przepisy dopiero po ponad 33 latach, 13 sierpnia 1961 roku, kiedy to jego miejsce zajęła ustawa Prawo budowlane z 31 stycznia 1961 roku, opublikowana w Dzienniku Ustaw nr 7 z 1961 roku pod pozycją 46.

Ówczesna, pierwsza polska powojenna ustawa budowlana, była już znacznie odchudzona, liczyła zaledwie 96 artykułów i przetrwała jako akt obowiązującego prawa przez kolejnych blisko 14 lat, aż do l marca 1975 roku. O jej precyzji i jednoznaczności oraz adekwatności w opisie procesu budowlanego rzeczywistości lat 60-tych może świadczyć fakt, że w okresie wspomnianych 14 lat dokonano zaledwie dwóch niewielkich nowelizacji jej pierwotnego tekstu.

Od l marca 1975 roku weszła wżycie kolejna, nowa ustawa Prawo budowlane. Jej wprowadzenie związane było z przeżywanym w tym okresie znacznym ożywieniem gospodarczym, związanym z chwytliwym hasłem „budowy drugiej Polski”, w sposób szczególnie duży przekładającym się na skalę rozpoczynanych i prowadzonych wówczas inwestycji budowlanych.

Ustawa ta zawierała tylko 71 artykułów, a ważniejsze zmiany to likwidacja funkcji inspektora nadzoru inwestorskiego (na całe 6 lat, aż do roku 1981, kiedy to w jednej z kolejnych nowelizacji inspektor nadzoru wrócił do tekstu ustawy), zniesienie wymogu zdawania egzaminu przy nabywaniu uprawnień budowlanych, zwanych wówczas „stwierdzeniem posiadania przygotowania zawodowego do pełnienia samodzielnej funkcji technicznej w budownictwie”, itd.

Transformacja ustrojowa początku lat 90-tych wymusiła rozpoczęcie prac nad całkiem nowym prawem budowlanym. Liczne rządowe, resortowe i środowiskowe projekty nowej budowlanej ustawy zasadniczej zostały scalone w 1993 roku w jeden rządowy projekt nowej ustawy i ostatecznie w dniu 7 lipca 1994 roku Sejm przyjął nową ustawę Prawo budowlane, z datą jej wejścia w życie określoną na l stycznia 1995 roku.

Formalnie obowiązuje ona do dnia dzisiejszego, z tym, że ilość nowelizacji, jakim podlegał jej tekst w ciągu 17 lat od momentu wprowadzenia powoduje, że już tylko w bardzo małym stopniu obecne jej zapisy przypominają te, z którymi mieliśmy do czynienia na początku roku 1995.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *